Sugerując się poniższym:
pozwolę sobie stwierdzić, iż Twój temat to zaproszenie do kobiecego uniwersum prawdziwie natchnionych emocji; przesiąkniętych bólem, tęsknotą; niechybnie również i gniewem wobec okrutnego fatum, który tak a nie inaczej skreślił los heroiny tegoż tworu. Paleta, swoiście etnicznych, harmonijnych w swej sutości tonów rezolutnie kreśli owy uczuciowy pejzaż. Jest intensywność instrumentarium perkusyjnego (delikatnie "szorstkiego", jak Shaker'y/tamburyn tudzież potężniejszego jak Tom'y). Owe słusznie podkreślają dramaturgię tematu. Jest czarownie cienisty ton a'la flet; jest lutnia (?) przynosząca swym charakternym Riff'em słuszny "nerw"; jest też gitara, która jak spiżowy sztylet przeszywa kolejne, pełne emfazy, nuty utworu. Pięknie mroczne i jednocześnie ulotne skrzypce potęgują nastrój smutku. Wokaliza Olandry kreuje magiczną przestrzeń, gdzie z każdym oddechem/krzykiem projekt zyskuje oczekiwane nasycenie. Temat "toczy się" powłóczyście, "tętni" celtycko-orientalnym pulsem; by przy końcu osiągnąć akuratne ukojenie. Takowa jest Twoja "Ballada", Robercie.
Hmmm... a co jeśli nie prześledziłabym Twej przewodniej myśli. Nie próbowała "podążyć" za ową interpretacją treści utworu. Nie będąc świadomą intencji Autora, "rzeknę" wtedy tak: temat cechuje parę, wspaniałych momentów (przekonujące, intensywne w swym cierpieniu/goryczy canto; wszak zbyt wszechobecne; cudnej urody flet "dotknięty" refleksyjnym kolorytem); nadto istnieje po troszę kilka niewyczerpanych w pełni brzmień, skromnie(j) "uchwyconych" w kompozycji, choćby skrzypce. Tak ascetyczne ujęcie tegoż instrumentu jest "tu" niemalże "krzywdzące". Kilka fragmentów prezentuje się frapująco; np. gitara, która w odczuciu co niektórych, w pewnym stopniu burzy, aurę intymności, duchowej baśniowości. Wkracza swym drapieżnym "szponem" i zbyt przeciągle trwa. Odnoszę wrażenie, iż progresja Twego tematu nie jest ad finem wykorzystana. Ewidentnie, w tak (przy)długiej historii brak wyrazistego, "iskrzącego" wręcz "uderzenia" będącego apogeum rozpaczy. Jeśli mi wolno; aranżacyjnie pokusiłabym się o wydobycie większej "esencji" z obecnych tekstur tudzież uszlachetnienie finalnej prezencji utworu. Takowy sztafaż uintensywniłby "oblicze" "Ballady". Technicznie: jest bdb; czysto, naturalnie, przestrzennie. Wszelako bardziej zaingerowałabym limiterem na masterze, tak by "podbić" najcichsze fragmenty o 2 dB; dołożyłabym również na całości "dołu" półkowo już od 500 Hz w dół...
Fantasmagorian, szczerze gratuluję (Wam) tak ambitnego dzieła.
Cytat:"Jest to opowieść o tęsknocie, która zawładnęła sercem kobiety. O tęsknocie do wielkiej i pięknej trwającej niegdyś miłości. Niestety ta cudowna więź przerywa śmierć pukając do ciała ukochanego.... Zawładnięta ogromnym smutkiem kobieta postanawia spotkać się z ukochanym..."
pozwolę sobie stwierdzić, iż Twój temat to zaproszenie do kobiecego uniwersum prawdziwie natchnionych emocji; przesiąkniętych bólem, tęsknotą; niechybnie również i gniewem wobec okrutnego fatum, który tak a nie inaczej skreślił los heroiny tegoż tworu. Paleta, swoiście etnicznych, harmonijnych w swej sutości tonów rezolutnie kreśli owy uczuciowy pejzaż. Jest intensywność instrumentarium perkusyjnego (delikatnie "szorstkiego", jak Shaker'y/tamburyn tudzież potężniejszego jak Tom'y). Owe słusznie podkreślają dramaturgię tematu. Jest czarownie cienisty ton a'la flet; jest lutnia (?) przynosząca swym charakternym Riff'em słuszny "nerw"; jest też gitara, która jak spiżowy sztylet przeszywa kolejne, pełne emfazy, nuty utworu. Pięknie mroczne i jednocześnie ulotne skrzypce potęgują nastrój smutku. Wokaliza Olandry kreuje magiczną przestrzeń, gdzie z każdym oddechem/krzykiem projekt zyskuje oczekiwane nasycenie. Temat "toczy się" powłóczyście, "tętni" celtycko-orientalnym pulsem; by przy końcu osiągnąć akuratne ukojenie. Takowa jest Twoja "Ballada", Robercie.
Hmmm... a co jeśli nie prześledziłabym Twej przewodniej myśli. Nie próbowała "podążyć" za ową interpretacją treści utworu. Nie będąc świadomą intencji Autora, "rzeknę" wtedy tak: temat cechuje parę, wspaniałych momentów (przekonujące, intensywne w swym cierpieniu/goryczy canto; wszak zbyt wszechobecne; cudnej urody flet "dotknięty" refleksyjnym kolorytem); nadto istnieje po troszę kilka niewyczerpanych w pełni brzmień, skromnie(j) "uchwyconych" w kompozycji, choćby skrzypce. Tak ascetyczne ujęcie tegoż instrumentu jest "tu" niemalże "krzywdzące". Kilka fragmentów prezentuje się frapująco; np. gitara, która w odczuciu co niektórych, w pewnym stopniu burzy, aurę intymności, duchowej baśniowości. Wkracza swym drapieżnym "szponem" i zbyt przeciągle trwa. Odnoszę wrażenie, iż progresja Twego tematu nie jest ad finem wykorzystana. Ewidentnie, w tak (przy)długiej historii brak wyrazistego, "iskrzącego" wręcz "uderzenia" będącego apogeum rozpaczy. Jeśli mi wolno; aranżacyjnie pokusiłabym się o wydobycie większej "esencji" z obecnych tekstur tudzież uszlachetnienie finalnej prezencji utworu. Takowy sztafaż uintensywniłby "oblicze" "Ballady". Technicznie: jest bdb; czysto, naturalnie, przestrzennie. Wszelako bardziej zaingerowałabym limiterem na masterze, tak by "podbić" najcichsze fragmenty o 2 dB; dołożyłabym również na całości "dołu" półkowo już od 500 Hz w dół...
Fantasmagorian, szczerze gratuluję (Wam) tak ambitnego dzieła.