Można by to tak nazwać. Posiadam licencje oraz płace państwu rocznie haracz za pozwolenie kopiowania muzyki z oryginalnej płyty na swoją lub inny nośnik np. pen-a oraz pseudo pozwolenie na granie utworów które mam zamiar puścić w eter... To się nazywa w tym kraju zawodem DJ chociaż tak naprawdę więcej kosztuje możność używania przedrostka DJ niż się komukolwiek wydaje a i tak pomimo śmiesznych pozwoleń (które kosztują) i tak się łamie prawo. Gdzie i czego by człowiek nie zagrał powinien posiadać zgodę producenta oryginału itd itp.
Osobiście nie korzystam z DJ przed nazwą. Nie dodaje mi to ani nie ujmuje
Osobiście nie korzystam z DJ przed nazwą. Nie dodaje mi to ani nie ujmuje