Cześć.
Nie chciałbym zakładać podobnego tematu jaki przed chwilą czytałem ze zdziwieniem, ale tematyka będzie trochę inna Jak uświadomić sobie, że pseudonim artystyczny nie jest najważniejszy? Osobiście przeznaczyłem długi czas na szukanie dobrze brzmiącej, chwytliwej nazwy. Jednakowoż, jak można zauważyć, bezowocnie. Patrząc na "rynek" muzyczny, można zauważyć osoby o dziwnych, fonetycznie kiepsko brzmiących nazwach, lecz popularnych. Wiem, że brzmienie kreuje to jak postrzegamy pseudonim. Tylko jak sobie uświadomić i pozostać przy jednym?
Moim faworytem jest: Rimfrosted.
Problematyką jest chęć uzyskania tego perfekcjonizmu, który potrafi nieźle niszczyć psychikę. Ciągłe myślenie, że ten nick jest marny, że nie brzmi tak mocno, silnie jak inne. Przecież to jedna nazwa na całe życie.
I jak tu żyć?
Przespać się z tym? - nic nie da. Zostawić? - nikłe szanse przetrwania (ale są).
Pozdrawiam.