MusicProducers.pl / Produkcja muzyki / Poradniki / Forum
Polska krajem muzycznego obciachu. Co się stało z naszym popem? - Wersja do druku

+- MusicProducers.pl / Produkcja muzyki / Poradniki / Forum (https://musicproducers.pl)
+-- Dział: FORUM (https://musicproducers.pl/forum-forum)
+--- Dział: Aktualności (https://musicproducers.pl/forum-aktualnosci)
+--- Wątek: Polska krajem muzycznego obciachu. Co się stało z naszym popem? (/temat-polska-krajem-muzycznego-obciachu-co-sie-stalo-z-naszym-popem)



Polska krajem muzycznego obciachu. Co się stało z naszym popem? - Knifeman - 10.07.2014

wyborcza.pl/ napisał(a):[Obrazek: z16292859Q,Zespol-Weekend-na-planie-prog...ry-TVN.jpg]

Tandeta telewizyjnych programów i bliska zera sprzedaż płyt. Jak wygląda polski pop ćwierć wieku po odzyskaniu wolności? Jak doszliśmy - czy raczej spadliśmy - tu, gdzie jesteśmy?

Święcąca triumfy dekadę temu belgijska wokalistka eurodance Kate Ryan oraz fiński zespół Sunrise Avenue, który w 2007 r. zaistniał na europejskich listach przebojów dzięki piosence "Fairytale Gone Bad". Tak wyglądają największe zagraniczne atrakcje tegorocznej edycji trasy koncertowej "Lato ZET i Dwójki" firmowanej wspólnie przez komercyjną stację i publiczną telewizję. Tę stawkę uzupełniają polscy wykonawcy pokroju Grzegorza Hyżego, Arka Kłusowskiego, zespołów LemOn i Pectus. - Podwoiliśmy liczbę gwiazd z 40 do blisko 80 - zapowiadał całe przedsięwzięcie szef Radia ZET Rafał Olejniczak.

Tytuł gwiazdy nie jest już zarezerwowany dla wykonawcy wybitnego, mającego na koncie przeboje czy choćby wybijającego się popularnością. Tak określa się po prostu każdego, kto wychodzi na scenę pod szyldem TVP 2 i Zetki. Dobrze znamy ten język z plotkarskich portali, które gwiazdą nazywają każdego celebrytę.

Oskarżony nr 1: telewizja publiczna

Choć w telewizji publicznej próżno szukać tego lata większej imprezy rozrywkowej, trasa Radia ZET i TVP 2 to masówka z pogranicza marketingu, a nie wydarzenie artystyczne. Trudno winić komercyjną rozgłośnię. Bardziej zastanawia zaangażowanie telewizji, która na sztandarach ma wypisaną misję.

A może dawno powinniśmy przywyknąć, że TVP zamiast dbać o kształtowanie gustów, ściga się z komercyjnymi rywalami. Na początek lata zafundowała nam "Sabat czarownic" - show w stylu "mydło i powidło", w którym zobaczyć można było Marylę Rodowicz, Macieja Maleńczuka, Kabaret pod Wyrwigroszem, i (w co najtrudniej uwierzyć) Katarzynę Nosowską z zespołem Hey. Wszystko poprowadziły ubrane w seksowne kostiumy Anna Mucha i Barbara Kurdej-Szatan.



Mocnym preludium do serialu z wakacyjną rozrywką był 51. Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu. Zdominowany przez muzyczny obciach i trwoniący resztki dawnej legendy. "Tłuszcza musi mieć swoich idoli. Muzyka przez duże 'm' nie jest dla mas". "Powiedzieć żenada to tyle, co nic nie powiedzieć". To cytaty z najpopularniejszych komentarzy na forum pod recenzją festiwalu w "Wyborczej". Wrażenie produkcji opartej na patentach z minionej epoki rosło zwłaszcza w porównaniu z Eurowizją, która mimo niskiego poziomu muzycznego przynajmniej skutecznie pokazuje, jak się dziś robi nowoczesny telewizyjny show.

Oskarżony nr 2: nasz zły gust

TVP to wdzięczny obiekt ataków ze względu na wspomnianą misję i publiczne pieniądze. Ale jej oferta tylko wpisuje się w pejzaż naszej rozrywki A.D. 2014. Festiwal w Opolu przypomina skrzyżowanie imprezy biesiadnej z kabaretonem, ale i tak okazuje się, że ogląda go kilka milionów Polaków. Być może tych samych, którzy zapewnili sukces rozgłośni VOX i stacji Polo TV.

Pierwsza zanotowała wiosną tego roku gwałtowny skok słuchalności, gdy po przejęciu pasma po nadającej gitarową muzykę Esce Rock zaczęła emitować miks dyskotekowych hitów z lat 80., eurodance'u z lat 90. i disco polo. Druga to najpopularniejszy obecnie telewizyjny kanał muzyczny. W programie - oczywiście disco polo. Jeszcze kilka lat temu kojarzony z latami 90. gatunek wydawał się dogorywać. Tymczasem powrócił silniejszy hitami w rodzaju "Ona tańczy dla mnie" zespołu Weekend (do dziś ponad 80 milionów wyświetleń na serwisie YouTube). A na dodatek zrzucił etykietkę "muzyki Polski B". Dziś w każdym dużym mieście można znaleźć klub grający taką muzykę.

Dlaczego ćwierć wieku po upadku muru berlińskiego nasza scena przypomina jarmark, przy którym blichtr sopockich festiwali Interwizji z końca lat 70. czy obciachowe NRD-owskie rewie nadawane z berlińskiego Pałacu Republiki, gdzie obok siebie można było zobaczyć Karela Gotta, iluzjonistę, tancerki z przyczepionymi do pup pawimi piórami, nagle nabierają posmaku rozrywki na przyzwoitym poziomie?

Ale - wbrew pozorom - ostatnie ćwierć wieku nie jest wyłącznie historią równania w dół. Pod koniec PRL-owskiej degrengolady polski pop leżał pod względem artystycznym i organizacyjnym. Festiwal w Opolu zbierał cięgi za zaniżanie poziomu praktycznie przez całe lata 80. Do rangi symbolu urasta to, że w 1989 r. w konkursie nagrodę fachowego jury zdobył tam numer, który w chwili premiery pachniał trochę obciachem, ale z czasem wszedł do kanonu polskiej rozrywki - "Wypijmy za błędy" Ryszarda Rynkowskiego. Za to publiczność wybrała Monikę Borys i jej "Co ty, królu złoty". Trudno o bardziej wyrazisty przykład zmiany warty - z jednej strony wykonawcza klasa starej szkoły, z drugiej zapowiedź triumfu chodnikowego gustu polskiej publiczności.



Oskarżony nr 3: radia komercyjne

Nie lepiej wyglądała sytuacja na scenie alternatywnej. Festiwale w Jarocinie świeciły blaskiem odbitym od legendarnych edycji z pierwszej połowy dekady. W 1987 r. największym hitem był tam ludyczny numer "Leżajski full" zespołu Wańka Wstańka & The Ludojades.

Za chwilę, już w warunkach ekonomicznej wolności, eksplodować miał polski boom rockowy lat 90. Wilki, Hey, Edyta Bartosiewicz, T.Love... Nakłady płyt szły w setki tysięcy i budowały pozycję małych wytwórni, które wkrótce miały się stać partnerami międzynarodowych koncernów fonograficznych.

Polska scena przypominała polski kapitalizm. Po kilku latach dzikiego rozwoju nadeszły czasy stabilizacji i organizacji. W połowie lat 90. głównymi lokomotywami firm płytowych były zespoły rockowe. Chwilę później zastąpiły je - często wymyślane na zasadach czysto marketingowych - gwiazdy pop. Gdy jesienią 1990 startowało Radio ZET, nadawało przeboje muzyki alternatywnej - gitarowej i klubowej. Radio S miało w swojej ramówce audycję prezentującą muzyczne podziemie "Radio Overground". Wkrótce obie stacje (z Radia S wykluła się Eska) stały się synonimem muzycznej komercji.

- Przez długi czas nie potrafiłam zrozumieć, że media nie są wyznacznikiem prawdziwych gustów publiczności. One są wyznacznikiem tego, czego chcę słuchać, gdy jadę samochodem. Ale to nie znaczy, że chcę kupić płytę z taką muzyką i będę jej słuchała w domu. Tak strasznie walczyliśmy, aby zaistnieć w najbardziej korzystnym czasie antenowym, że przestaliśmy się zastanawiać, czy naszą ambicją jest produkowanie wypełniaczy między reklamami. A do tego sprowadziła się nasza działalność. Dziś uważam, że gdy po raz pierwszy w rozmowach ze stacjami radiowymi usłyszeliśmy zdanie: "Bo w badaniach wyszło, że...", powinniśmy się uśmiechnąć i robić dalej swoje, wciąż dając szansę tym, którzy w tych badaniach wypadali źle -wspominała ten moment w rozmowie z "Wyborczą" Katarzyna Kanclerz, menedżerka uchodząca za jedną z najważniejszych postaci polskiej sceny lat 90.

Oskarżony nr 4: darmowe koncerty

"To, co nam było" zespołu Red Lips, "Thank You Very Much" Margaret, "W stronę słońca" Eweliny Lisowskiej - m.in. te piosenki były polskimi hitami ostatniego sezonu. Nie weryfikowała ich sprzedaż płyt czy publiczność na biletowanych koncertach, ale liczba odsłuchań w internecie i obecność na radiowych playlistach.



Na utożsamienie przez media dobrego popu z numerami cieszącymi się największą popularnością wpłynęła komercjalizacja i nadmierna wiara wydawców w rynkową inżynierię, w ramach której kariery buduje się na podstawie badań marketingowych. A za marzeniami o masowym odbiorcy poszły konkretne działania. Np. "Inwazja Mocy", czyli wielkie objazdowe darmowe koncerty organizowane od 1995 r. przez RMF. Przyzwyczaiły publiczność do tego, że koncert to dobro, za które nie trzeba płacić i które na dobrą sprawę może być tylko dodatkiem do szerzej rozumianej rozrywki.

Darmowe koncerty współtworzyły "kulturę wydarzeniową", jak niedawno nazwał ją w wywiadzie dla portalu NaTemat socjolog kultury prof. Tomasz Szlendak. Chodzi o sytuację, gdy większość społeczeństwa traktuje już nie tylko muzykę, ale i całą kulturę nie jako element codziennego życia, lecz swoistego karnawału, skumulowanego do kilku dni kulturowej konsumpcji. I nieważne, czy jest nim Open'er, czy Święto Buraka w Kaczych Dołach, gdzie całą rodziną można obejrzeć koncert, zjeść watę cukrową i kiełbaskę z grilla.

Oskarżony nr 5: instytucje państwowe

Rockowy boom lat 90. Scena hiphopowa, która osiągnęła europejski poziom. Letnie festiwale, które wprowadziły Polskę w światowy obieg koncertowego show-biznesu. Dzisiejsza scena, która dzięki bezpośredniej konfrontacji z zagraniczną czołówką gwałtownie nadrobiła dystans dzielący nas od świata. Promowana przez Instytut Adama Mickiewicza marka "Don't Panic! We're From Poland", pod którą polscy wykonawcy z powodzeniem objeżdżają światowe showcase'y. Nie wszystko, co w ostatnich 25 latach wydarzyło się w polskiej rozrywce jest porażką.

No i nie całe zło jest efektem naszych zaniedbań. Komercjalizacja sceny to naturalny efekt profesjonalizacji. Spora część problemów, z jakimi zmagamy się w Polsce, to import wyzwań znanych światowemu show-biznesowi.

Cyfrowa rewolucja, zmiana modelu uczestnictwa w kulturze, internetowe piractwo - wszystko to uderzyło także w zagraniczną scenę. W połowie lat 90. złotą płytę przyznawano w Polsce za 100 tys. egzemplarzy. Dziś to zaledwie 15 tys. Ale takie same spadki notuje się we Francji, w Niemczech czy Skandynawii. Na miejsce weryfikowanych kiedyś przez listy przebojów gwiazd z siłą tornada wdarli się wykonawcy promowani przez telewizyjne talent shows - silni wielomilionową oglądalnością, ale często niemający do zaoferowania niczego poza dobrym głosem.

Ale na Zachodzie rozmaite instytucje podejmują walkę o ochronę swojej kultury muzycznej. We Francji obowiązują jedne z najbardziej rygorystycznych regulacji wymuszających obecność rodzimej muzyki w radiu. Według obowiązującej tam od połowy lat 90. ustawy rozgłośnie mają obowiązek nadawać aż 40 proc. muzyki francuskiej, a dodatkowe zobowiązania nałożono na publiczne Radio France.

W Szwecji państwo wspiera nie tylko edukację muzyczną, ale i promocję samych artystów. - Są u nas sponsorowane przez państwo szkoły, w których każdy może za darmo uczyć się gry na instrumentach. Mamy też organizację typu non profit Export Music Sweden założoną przez firmy płytowe. Odpowiada ona za eksport naszej muzyki. Nie przepuszczamy żadnej okazji, aby pokazać naszych wykonawców - opowiadał w 2004 r. "Wyborczej" pracujący w szwedzkim show-biznesie Uno Hendrixon. Z muzyki towar eksportowy i narzędzie promocji uczyniła Norwegia. Tamtejsi artyści i wydawcy muzyki mogą liczyć na specjalny fundusz, z którego dofinansowywana jest ich zagraniczna działalność.

W Polsce poza Instytutem Adama Mickiewicza nie ma żadnej instytucji, na którą mógłby liczyć startujący do zagranicznej kariery wykonawca.

Oskarżony nr 6: nasze kompleksy

Nie działają też próby uregulowania obecności rodzimej muzyki w radiu. Według ustawowych propozycji z 2011 r. stacje powinny grać 33 proc. muzyki polskiej. Ale najczęściej wciąż odbębniają słuszne limity w nocnej ramówce. Być może przydałoby się nam radykalne posunięcie - bezwzględnie przestrzegany procent polskiej muzyki w każdej godzinie.

Ale jak kształtować kulturę muzyczną, skoro jest ona marginesem nawet w szkołach. Lekcje muzyki dla pokoleń Polaków oznaczały przecież wspólne śpiewanie popularnych piosenek. Co dopiero mówić o systemowym wsparciu dla dorosłych muzyków.

Przemiany sceny muzycznej dotykają nawet największych. W Wielkiej Brytanii cztery lata temu przez media przetoczyła się ogromna dyskusja na temat planowanego zamknięcia wyspecjalizowanej w prezentowaniu muzycznych nisz stacji BBC 6. Ale ta sama Wielka Brytania mimo wszystko daje sobie radę zarówno z procesami komercjalizacji, jak i ekspansją kultury rodem z talent shows. Brytyjczycy wciąż potrafią odróżnić kanon swojej rozrywki od komercyjnej tandety. Najlepszym dowodem ceremonie otwarcia i zamknięcia igrzysk w Londynie w 2012, gdzie pokazali światu to, co w ich popie budzi uzasadnioną dumę
Brytyjczycy są popkulturową potęgą, Polska - jedynie prowincją. Ale jak na naszą prowincjonalną skalę dysponujemy potężnym kanonem - od Kabaretu Starszych Panów przez Młynarskiego, Osiecką, Niemena po Maanam, legendarne kapele jarocińskie, po Hey czy Edytę Bartosiewicz. Wypierają się ich media. Ale wypiera się również polska publiczność.

Po części to efekt naszych kompleksów wobec zachodniej, zwłaszcza anglosaskiej, popkultury. Mamy na czym budować dumę z własnej. Bez świadomości jej siły wciąż będziemy skazani na nieudolne podrabianie zagranicznej szmiry. Na razie żyjemy w medialnej rzeczywistości, w której rehabilitowane jest disco polo.

Link do artykułu: http://wyborcza.pl/1,75475,16292879,Polska_krajem​_muzycznego_obciachu__Co_sie_s​talo_z.html#ixzz36xPtxE3P

...pamiętajmy tez że Wyborcza pisze to co chcemy czytać, a nie jak jest naprawdę - choć w kilku kwestiach się zgodzę.. opinie ekspertów tez przemilczę


RE: Polska krajem muzycznego obciachu. Co się stało z naszym popem? - sowa - 10.07.2014

[Obrazek: 7ddf225112_nie_wiem_czy_mam_to_w_dupie.jpg]



RE: Polska krajem muzycznego obciachu. Co się stało z naszym popem? - headlike - 10.07.2014

Nie interesuję się pop'em i nie interesuję się bardzo co oni tam robią. Ale w tym wypadku wszyscy mogą na tym ucierpieć. Gdy jakiś zagraniczny słuchacz usłyszy polski pop to pewnie ambitnej polskiej muzyki clubowej już nie posłucha. A szkoda. :( Z drugiej strony polska muzyka clubowa to sam w sobie obciach, a głównie wszystko przez pompki i 4Fun'y produkowane przez naszych ojczystych producentów. Tyle mam w tym temacie do powiedzenia. =


RE: Polska krajem muzycznego obciachu. Co się stało z naszym popem? - Squirrel wax - 10.07.2014

sometimes things get complicated


RE: Polska krajem muzycznego obciachu. Co się stało z naszym popem? - headlike - 10.07.2014

(10.07.2014, 21:40)Sivelis napisał(a):
(10.07.2014, 21:29)Vic L!ke napisał(a): Z drugiej strony polska muzyka clubowa to sam w sobie obciach, a głównie wszystko przez pompki i 4Fun'y produkowane przez naszych ojczystych producentów. Tyle mam w tym temacie do powiedzenia. =

Mylisz pojecia mój przyjacielu. Polska muzyka clubowa to polska muzyka clubowa, a pompki i 4fun'y to vixa - czyli takie wiejskie gowno do potupanek dla debili.

Ale to nie zmienia tego, że po usłyszeniu polskiego popu, disco polo, vixy nikomu nie chce się słuchać ambitnej muzyki.


RE: Polska krajem muzycznego obciachu. Co się stało z naszym popem? - Bounceteck - 10.07.2014

(10.07.2014, 21:40)Sivelis napisał(a): Mylisz pojecia mój przyjacielu. Polska muzyka clubowa to polska muzyka clubowa, a pompki i 4fun'y to vixa - czyli takie wiejskie gowno do potupanek dla debili.

Nie oceniając już prawdziwości tego zdania, ani nie określając wielkości mojego poparcia dla pewnej jego części (xD):

Opinia o wiejskim gównie to po prostu zdrowe subiektywne podejście, ale stwierdzenie, że są to "potupanki dla debili" jest raczej nieetyczne. Każdy ma prawo słuchać wszystkiego. Diler z bramy może słuchać Mozarta, a wykładowca UJ`u Calvina Harrisa. Nie świadczy to o tym, że pierwszy to inteligent, a drugi to debil. Nie oceniajmy czyjejś inteligencji po muzyce przy której dostaje orgazmu czy kręci dupą... Każdy ma swoje gusta, fakt, kształtowane często przez mainstream, ale jednak swoje.

Więc jeśli w klubie poleci jakiś utwór z 4fun`u a ja przy tym zatańczę, nie poczuję się debilem (co najwyżej będzie to oznaka, że jeśli przy tym tańczę to się już spiłem ;P)

Kiedyś uważałem, że słuchanie Hardstyle jest dla ludzi, którzy mają zjebane mózgi. xd Teraz zmądrzałem i wiem, że dla Hardcorów :P Ale mimo że ta muzyka wywołuje u mnie silną chęć zabrania komuś kto ją stworzył komputera- nie mam wobec niego agresywnej postawy i szanuję, że robi to co lubi, a inni tego słuchają.


RE: Polska krajem muzycznego obciachu. Co się stało z naszym popem? - Bounceteck - 11.07.2014

To nie miało być realne, to miało pokazywać skrajnie drastyczny przykład. xd Ale jakby słuchał, to nadal byłby dla mnie zwykłym dresem :P