Autorem artykułu jest Łukasz Igor Kruszewski. Materiał opublikowany za jego zgodą.
Kontynuujemy wątek z poprzedniego wpisu. Do pełni szczęścia pozostała nam już tylko kwestia dopasowania wokalu pod względem przestrzeni. Tu najczęściej jest pies pogrzebany. Nawet, jeśli zadbaliśmy o nagranie w odpowiednim pomieszczeniu i z odpowiednim ustawieniem mikrofonu, poziomy (czyli suwak, kompresja i automatyka) są prawidłowe, a rozkład pasm jest zbalansowany, pozostaje kwestia stopnia umiejscowienia wokalu w jakieś przestrzeni (zakładamy, że wokal został nagrany w odpowiednim pomieszczeniu i jest relatywnie suchy, bez odbić).
Jak dobrać odpowiednią przestrzeń do wokalu?
Przede wszystkim posłuchajmy całego utworu i sprawdźmy, jakie on sprawia wrażenie. Czy czujemy, że jest mocny, suchy, bliski i surowy, czy może bardziej odległy, ambientowy i jakby dochodzący z prawdziwego pomieszczenia (np. sali prób, garażu czy sali koncertowej), czy może jest w ogóle jedną wielką, oddaloną, melancholijną plamą dźwięku dochodzącą z innej planety.
Jeżeli nie chcemy wyjść na totalnych ignorantów to warto dobrać takie parametry efektów na wokal, żeby w jakiś sposób korespondowały one z resztą miksu. Jeśli do surowego, garażowego grania doczepimy wokal z pogłosem zanikającym przez 3 sekundy to narazimy się na lincz zarówno ze strony słuchaczy, jak i zespołu. Zdziwilibyście się, ale kolosalne pogłosy na wokalu to jeden z najczęstszych błędów po jakich można poznać amatora. Do szybkich i zwartych kawałków wielkie pogłosy po prostu nie pasują. Co innego kawałki wolniejsze (romantyczniejsze, z braku innego słowa). Tu można dać się troszkę ponieść, ale tylko pod warunkiem, że reszta instrumentów (a przede wszystkim werbel) będą się jakoś z takim przestrzennym wokalem komponować.
Czy to oznacza, że wokal zawsze musi pochodzić z tego samego miejsca (w sensie przestrzeni), co inne instrumenty?
Ależ skąd – musi to mieć po prostu ręce i nogi. Mało tego, czasem kontrasty w efektach przestrzennych działają na korzyść muzyki, ale trzeba to zrobić ze smakiem. Najłatwiej się tego nauczyć słuchając dużo różnorodnej muzyki. Jak dla mnie, mistrzami mieszania naprawdę wielu różnych przestrzeni w jednym kawałku są chłopcy z Radiohead – raz bardzo sucho, drugim razem 100km stąd czy dalej.
Zejdźmy na ziemię i spójrzmy na kilka podstawowych rzeczy dotyczących przestrzeni, na które powinniśmy jeszcze spojrzeć w ramach osadzania wokalu w miksie.
Czasem w gotowych produkcjach słyszymy, jakby wokal był zupełnie suchy. Czy oznacza to, że w ogóle nie zastosowano żądnych efektów typu pogłos czy delay?
Nie do końca. Prawdziwie suchy wokal, taki zaraz po nagraniu w wytłumionym pomieszczeniu, brzmi naprawdę surowo, tzn. mega surowo i klaustrofobicznie. Znanym trikiem na pozbycie się takiego uczucia jest zastosowanie bardzo krótkiego pogłosu typu Room (lub Office – jak kto woli), który prawie niezauważalnie oddala wokal, odsysa surowość i go lekko zaokrągla nie topiąc go w wybrzmiewających i długich ogonach. Do takich zabiegów często sprawdzają się pogłosy splotowe, bo te algorytmiczne potrafią dodawać brzydkiego, metalicznego posmaku w takich ustawieniach. Dążymy to ustawień typu: małe pomieszczenie, króciutki pogłos, odfiltrowanie dołu i fragmentu środka, powiedzmy do ok. 300-450Hz (można użyć EQ po wtyczce pogłosowej). Wysyłamy zwykle, 30-40% sygnału. Efekt ma być taki, że właściwie nie słyszymy typowego pogłosu, ale wokal staje się bardziej naturalny, bez klaustrofobii, ale i nie jakiś odległy. Polecam spróbować.
Ile pogłosów / delay’ów powinniśmy używać w sesji?
Niedużo, czasem wystarczą 2-3 różne pogłosy (np. krótki, średni, długi) i kilka delay’ów z różnymi czasami odbić (zazwyczaj zsynchronizowanymi z tempem utworu). Wtyczki oczywiście umieszczamy na kanałach pomocniczych i wysyłamy do nich odpowiednią ilość sygnału z poziomu wysyłek poszczególnych śladów. Dzięki temu zaoszczędzamy moc obliczeniową naszego komputera, ale przede wszystkim, wysyłamy wokal (i inne ślady) do tych samych przestrzeni, co jest kluczem w klejeniu śladów ze sobą.
Czy wysyłać wokal na każdy pogłos/delay?
To zależy – trzeba popróbować i posłuchać. Czasem wystarczy tylko wysłać go do średnio-długiego pogłosu (np. typu Plate) i to może wystarczyć, a czasem warto wysłać po trochu do każdego z trzech pogłosów, żeby uzyskać to, co potrzebne. Nie ma tu sztywnych reguł.
Podsumowanie
Cały sekret prawidłowego osadzenia wokalu w miksie leży w konsekwentnym wypełnianiu stawianych przez utwór wymagań. Jeśli przejdziemy przez opisane powyżej etapy i zrealizujemy założone cele, to krok po kroku dojdziemy do zadowalających rezultatów. Sęk w tym, żeby uważnie słuchać, co dzieje się z wokalem w kontekście utworu i na tej podstawie podejmować decyzje. Jak wspomniałem w pierwszej części, koledzy hip-hopowcy mają utrudnione zadanie, bo bez dostępu do pojedynczych ścieżek, niewiele mogą zdziałać. Niestety, osadzanie wokalu w miksie wiąże się z ingerencją w pozostałe ścieżki i dlatego zawsze Was zachęcam do robienia podkładów samemu lub chociaż nawiązania znajomości z osobami, które się tym zajmują i egzekwowania od nich ścieżek źródłowych, żeby móc pracować nad całym miksem, jak przystało.
Druga rzecz, która jest najlepszą lekcją dla lepszego zrozumienia tematu jest analityczne słuchanie Waszych ulubionych płyt – zwracajcie uwagę na poziom wokalu względem reszty miksu, jego balans pasmowy, zaaplikowane efekty przestrzenne. Nauczycie się o wiele więcej niż mogłoby się wydawać i będzie to lekcja darmowa. Do roboty!
Część I