Technicznie ogromnie przyzwoicie (podobnie jak wcześniejszy "Winter"). Jest sprytnie podkreślony „power”; jest konieczna sprężystość/rzutkość, tak klasyczna w Melbourne Bounce. Instrumentarium perkusyjne „zadziornie” barwne; syntetyczne „potpourri” krztynę frapujące; nie wszystkie bowiem tony harmonizują ze sobą (włącznie z osobliwym wokalem); częstotliwości niektórych ścieżek godne korekty... Jednakże, przy minimalnym upiększeniu przestrzeni utworu, wyróżnieniu soczystości tła Twój „Boom” będzie wielce przekonującym, w swym gatunku, projektem.
PS. Spostrzeżenie AirTight'a godne uwagi; szczególnie w aspekcie aranżu... ;D
PS. Spostrzeżenie AirTight'a godne uwagi; szczególnie w aspekcie aranżu... ;D