Słuchając owej muzyki wymyśliłem scenariusz uwaga, oczywiście nie jestem osłuchany z tego rodzaju gatunkiem dlatego moje skojarzenia z fletem są ubogie. Opustoszała wioska indiańska smagana chłodnym wiatrem w środku surowej i wyjałowionej doliny. Młoda Indianka gotowa do podróży głaszcząc swojego konia spogląda ostatni raz na rodzinną wioskę, pogrąża się w melancholii i rozterce, żegnają ją jedynie rodzice tak niewielu pozostało, zapłakana matka wręcza córce najlepszą skórę z niedźwiedzia i talizman szczęścia ojciec natomiast udziela ostatni porad przed długą podróżą, ta chwila przybiera wymiar symboliczny to alegoria życia. Z twarzy indianki spływają łzy ale zaraz potem znika wątpliwość i niezdecydowanie, pewnie wsiada na konia i rusza w drogę szlakiem gdzie dawno temu widziano ostatnie wędrujące bizony.
xD
Pozdrawiam.
xD
Pozdrawiam.