Gentlemen,
dziękuję Wam za tak trafne spostrzeżenia i jakże różnorodne w swej treści komentarze. Każdy z Was w swym subiektywnym podejściu do tematu potwierdził, iż tytuł w jakimś stopniu jest istotny. Owe pojęcie, biorąc pod uwagę, Wasze posty trzeba rozpatrywać w trzech aspektach:
* tytuł jest streszczeniem treści utworu (w przypadku wokalu) lub odzwierciedla klimat/nastrój melodii.
* tytuł odnosi się do ważkich wydarzeń z Waszego życia; jest quasi wspomnieniem (refleksją) minionych chwil.
* tytuł jest finalnym (koniecznym) etapem produkcji każdego tematu.
Większość z Was w swych przemyśleniach potraktowała tytuł w kategorii nierozerwalnego elementu utworu, czegoś z czym Twórca utożsamia się lub życzy sobie by był kojarzony z konkretną kompozycją. I właśnie...
Pozwolę sobie poruszyć jeszcze takową kwestię: czy w dzisiejszym świecie „potopu” wszelakiego typu gatunkowo-brzmieniowo-lirycznie zbliżonych do siebie utworów, a jednocześnie w czasach niejednokrotnie zmyślnych eksperymentów o np. silnym charakterze etnicznym bycie „sobie wiernym” w pierwotnym założeniu (koncepcji) jest właściwe? Przecież częstokroć wykreowany (wymarzony) tytuł może okazać się podróbką/powtórką czyjegoś dzieła. [To zaiste obszerny wątek; zdarza się bowiem, iż tytuł utworu jest przedmiotem nieuczciwości „osób trzecich” chcących wykorzystać takowy do swych korzyści np. poprzez zakamuflowane oszustwo, które jednocześnie szkodzi prawom twórcy. Tytuł, według prawa (autorskiego), jest tym co bezpośrednio identyfikuje (jakiś) utwór/dzieło. Jest częścią całości o jednostkowym charakterze, swoistym wyróżnikiem ograniczonym do indywiduum. To, w pewnym stopniu, fascynujące rozważania ponieważ kwestię tytułu rozpatruje się dwojako: 1) ochrona tytułu jako całości (włącznie z treścią tworzącym jednolite dzieło); 2) ochrona tytułu oderwanej od ochrony utworu jako całości, czyli dylemat: "Czy tytuł utworu jako taki może być utworem?" Zdarza się, iż prawo niekiedy przyznaje ochronę tytułowi dzieła, przy uwzględnieniu podstawowej przesłanki, iż tytuł jest oryginalny i wtedy chroniony jest jak dzieło (bez względu na postać/rozmiar); lecz tak jak „rzekłam”to już zupełnie odmienny temat.]
Załóżmy, iż tytuł jest przypadkową zbitką wyrazów (lecz okazuje się, że już takowy istnieje) lub możliwym jest także i taki przypadek, iż według label'u sugerowany tytuł jest czymś nieatrakcyjnym/mizernym. Czy wówczas (każdy) autor odważy się/ulegnie presji i „zmuszony” wprowadzi korekty do tytułu; nie chcąc być posądzonym o „plagiat” lub przekona się, iż „względy komercyjne” decydują o (za)istnieniu danego projektu? Tak więc w pewnym stopniu przywiązanie (emocje, skojarzenia) do stworzonego (pierwszego) tytułu jest „zagrożone”. Czy wtedy determinacja, upór, „walka” o pierwotny zamysł jest istotna, sensowna czy też np. właśnie wizja release'u jest już bardziej kusząca? Przypadki z historii muzyki potwierdziły, iż zmiana/modyfikacja tytułu była słuszna (opłacalna)...
Kończąc, godnym podkreślenia jest również fakt, iż chęć wyróżnienia się spośród tłumów lub potrzeba bycia oryginalnym, nietuzinkowym jest niekiedy olbrzymia. Twórcy (szczególnie producenci) niejednokrotnie eksperymentalnie traktują ową materię kreując tytuły nietypowe, śmieszne, prowokacyjne, kontrowersyjne czy tzw. neologizmy. Przykłady? Choćby nasze Forum: Nachos -”Allah Akbar”, Ixipe -”Wy Kur..”, Patorecydywa „Czy Ty Lubisz Penis?” lub też przebogaty arsenał niedoścignionych tytułów z Fucklogic Rec. (nieprawdaż Nożowniku?)...
dziękuję Wam za tak trafne spostrzeżenia i jakże różnorodne w swej treści komentarze. Każdy z Was w swym subiektywnym podejściu do tematu potwierdził, iż tytuł w jakimś stopniu jest istotny. Owe pojęcie, biorąc pod uwagę, Wasze posty trzeba rozpatrywać w trzech aspektach:
* tytuł jest streszczeniem treści utworu (w przypadku wokalu) lub odzwierciedla klimat/nastrój melodii.
* tytuł odnosi się do ważkich wydarzeń z Waszego życia; jest quasi wspomnieniem (refleksją) minionych chwil.
* tytuł jest finalnym (koniecznym) etapem produkcji każdego tematu.
Większość z Was w swych przemyśleniach potraktowała tytuł w kategorii nierozerwalnego elementu utworu, czegoś z czym Twórca utożsamia się lub życzy sobie by był kojarzony z konkretną kompozycją. I właśnie...
Pozwolę sobie poruszyć jeszcze takową kwestię: czy w dzisiejszym świecie „potopu” wszelakiego typu gatunkowo-brzmieniowo-lirycznie zbliżonych do siebie utworów, a jednocześnie w czasach niejednokrotnie zmyślnych eksperymentów o np. silnym charakterze etnicznym bycie „sobie wiernym” w pierwotnym założeniu (koncepcji) jest właściwe? Przecież częstokroć wykreowany (wymarzony) tytuł może okazać się podróbką/powtórką czyjegoś dzieła. [To zaiste obszerny wątek; zdarza się bowiem, iż tytuł utworu jest przedmiotem nieuczciwości „osób trzecich” chcących wykorzystać takowy do swych korzyści np. poprzez zakamuflowane oszustwo, które jednocześnie szkodzi prawom twórcy. Tytuł, według prawa (autorskiego), jest tym co bezpośrednio identyfikuje (jakiś) utwór/dzieło. Jest częścią całości o jednostkowym charakterze, swoistym wyróżnikiem ograniczonym do indywiduum. To, w pewnym stopniu, fascynujące rozważania ponieważ kwestię tytułu rozpatruje się dwojako: 1) ochrona tytułu jako całości (włącznie z treścią tworzącym jednolite dzieło); 2) ochrona tytułu oderwanej od ochrony utworu jako całości, czyli dylemat: "Czy tytuł utworu jako taki może być utworem?" Zdarza się, iż prawo niekiedy przyznaje ochronę tytułowi dzieła, przy uwzględnieniu podstawowej przesłanki, iż tytuł jest oryginalny i wtedy chroniony jest jak dzieło (bez względu na postać/rozmiar); lecz tak jak „rzekłam”to już zupełnie odmienny temat.]
Załóżmy, iż tytuł jest przypadkową zbitką wyrazów (lecz okazuje się, że już takowy istnieje) lub możliwym jest także i taki przypadek, iż według label'u sugerowany tytuł jest czymś nieatrakcyjnym/mizernym. Czy wówczas (każdy) autor odważy się/ulegnie presji i „zmuszony” wprowadzi korekty do tytułu; nie chcąc być posądzonym o „plagiat” lub przekona się, iż „względy komercyjne” decydują o (za)istnieniu danego projektu? Tak więc w pewnym stopniu przywiązanie (emocje, skojarzenia) do stworzonego (pierwszego) tytułu jest „zagrożone”. Czy wtedy determinacja, upór, „walka” o pierwotny zamysł jest istotna, sensowna czy też np. właśnie wizja release'u jest już bardziej kusząca? Przypadki z historii muzyki potwierdziły, iż zmiana/modyfikacja tytułu była słuszna (opłacalna)...
Kończąc, godnym podkreślenia jest również fakt, iż chęć wyróżnienia się spośród tłumów lub potrzeba bycia oryginalnym, nietuzinkowym jest niekiedy olbrzymia. Twórcy (szczególnie producenci) niejednokrotnie eksperymentalnie traktują ową materię kreując tytuły nietypowe, śmieszne, prowokacyjne, kontrowersyjne czy tzw. neologizmy. Przykłady? Choćby nasze Forum: Nachos -”Allah Akbar”, Ixipe -”Wy Kur..”, Patorecydywa „Czy Ty Lubisz Penis?” lub też przebogaty arsenał niedoścignionych tytułów z Fucklogic Rec. (nieprawdaż Nożowniku?)...