Witam was po dłuższej przerwie, dawno się tu niczym nie dzieliłem, więc pora to zmienić.
Kilka dni temu nagrałem siebie improwizującego na pianinie, mimo że nigdy się na nim nie uczyłem grać i nie mam żadnych specjalnych manualnych zdolności ani wyćwiczonych palców, nawet nut niezbyt potrafię czytać, a jednak... zdecydowałem nagrać taką małą sesję. Efektem jest coś bardzo ambientowego, taki kalejdoskop przez myśli, uczucia i wspomnienia. Forma i technika idzie w tył, podczas gdy naprzód wysuwa się przede wszystkim treść i specyficzne uczucie improwizacji na żywo, ludzkie i niedoskonałe, bo z błędami, a jednak.. prawie każdy błąd tutaj jest wstępem do czegoś nowego, w czym ten błąd przestaje być błędem, a staje się częścią nowej harmonii. Dźwięki przelewają się i wloką, jak czyjeś odległe myśli bądź wspomnienia.. Tworzy to pewną całość, której kulminacja następuje po dziesiątej minucie, ciekawe czy ktoś dotrwa.
Tak to widzę, choć może przeteoretyzowuję trochę. Tak czy siak - to taki osobisty eksperyment, którym chciałem się tu podzielić. Najlepiej przy tym się położyć i jakoś dobrze zamyślić.
Pozdrawiam,
Amadeusz