Cieszę się, że post nadal żyje swoim życiem, a co więcej, że pojawiło się w nim wiele ciekawych głosów niosących różne wizje i spojrzenia na kwestię produkcji muzyki. Cieszy mnie, że poziom dyskusji tutaj jest na bardzo wysokim poziomie, że nie ma obrzucania się mięchem, bo w różnych miejscach bywałem, różne rzeczy czytałem i czasami z najprostszych spraw wychodził największy ściek.
Podnosicie kwestię weny i tego czy jest kluczem czy nie. W mojej ocenie wena odpowiada za 60% całości powodzenia danego utworu bądź nie i raczej nie będę zdania, że powinniśmy codziennie z uporem maniaka tkwić w programie, bo to sprawi, że te utwory będą lepsze. To sprawi jedynie, że będziemy kotem masteringu, equalizacji, wszystkich tych pro wtyczek, ale to będzie napompowany kawałek bez swojej duszy, bez żadnej opowieści i historii.Z doświadczenia wiem, że nigdy nie zrobiłem żadnego numeru bez weny. Nie udało mi się nagrać żadnych przyzwoitych akordów, czy usiąść przy pianinie i zakończyć sesję jakimś utworem bez weny, bez przypływu tego czegoś co powoduje, że klocki układają się w całość. Znajomość podstaw miksu czy masteringu jest na pewno plusem, a miksu chyba bardziej niż masteringu, bo to od niego zależy czy miks coś wniesie w finalną wersję, ale myślę, że to nie determinuje sukcesu lub jego braku. Dlaczego?
W numerze nie będzie tego czegoś co spowoduje, że odbiorca włączy go jeszcze raz i raz jeszcze. Czy muszę być kotem masteringu? No nie, bo mogę to zlecić komuś innemu, ale nie zlecę nikomu by wszedł mi w serce i napisał akordy, które będą porywające w stylu, który tworzę. Na pewno technika jest ważna, ale tutaj stajemy się bardziej jak już ładnie to zostało napisane-rzemieślniekiem, wyrobnikiem, a przecież mamy być artystą. Myślę, że bez weny nie da się nim być, bo to w jej przypływie osiągamy najlepsze efekty.
Dziękuję wam przy okazji za dyskusję na na prawdę fajnym poziomie. Pokój.
Podnosicie kwestię weny i tego czy jest kluczem czy nie. W mojej ocenie wena odpowiada za 60% całości powodzenia danego utworu bądź nie i raczej nie będę zdania, że powinniśmy codziennie z uporem maniaka tkwić w programie, bo to sprawi, że te utwory będą lepsze. To sprawi jedynie, że będziemy kotem masteringu, equalizacji, wszystkich tych pro wtyczek, ale to będzie napompowany kawałek bez swojej duszy, bez żadnej opowieści i historii.Z doświadczenia wiem, że nigdy nie zrobiłem żadnego numeru bez weny. Nie udało mi się nagrać żadnych przyzwoitych akordów, czy usiąść przy pianinie i zakończyć sesję jakimś utworem bez weny, bez przypływu tego czegoś co powoduje, że klocki układają się w całość. Znajomość podstaw miksu czy masteringu jest na pewno plusem, a miksu chyba bardziej niż masteringu, bo to od niego zależy czy miks coś wniesie w finalną wersję, ale myślę, że to nie determinuje sukcesu lub jego braku. Dlaczego?
W numerze nie będzie tego czegoś co spowoduje, że odbiorca włączy go jeszcze raz i raz jeszcze. Czy muszę być kotem masteringu? No nie, bo mogę to zlecić komuś innemu, ale nie zlecę nikomu by wszedł mi w serce i napisał akordy, które będą porywające w stylu, który tworzę. Na pewno technika jest ważna, ale tutaj stajemy się bardziej jak już ładnie to zostało napisane-rzemieślniekiem, wyrobnikiem, a przecież mamy być artystą. Myślę, że bez weny nie da się nim być, bo to w jej przypływie osiągamy najlepsze efekty.
Dziękuję wam przy okazji za dyskusję na na prawdę fajnym poziomie. Pokój.