Wiem, że nic nie wiem. To stwierdzenie idealnie obrazuje moją przygodę z tworzeniem muzyki. Mam w tym temacie kilka pytań dla wyjadaczy, pytań pewnie prostych i banalnych, jestem tego świadom. W tym tekście opiszę swój czas, który poświęciłem muzyce i który nie wykorzystany został chyba najlepiej. Na wstępie zaznaczę, że moje "studio" to dobra karta dźwiękowa, słuchawki producenckie i pcr 300 by Edirol. Sprzęt więc póki co żaden. Ale przejdźmy do problemów z tworzeniem.
O muzyce pojęcia nie miałem żadnego. Słuchałem rapu, byłem zamknięty na inne gatunki. Pierwszym programem był FL Studio. Nauczyłem się większości funkcji, wydałem "płytkę", epkę, oczywiście dla znajomych. Mocna elektronika. Wszyscy pochwalili. Wszyscy jak mąż powiedzieli również, że w tym jest duży potencjał. Możliwe, że faktycznie tak jest. Jest tylko zasadniczy problem, co niektórzy nazywają pięknem tworzenia muzyki.
KAŻDY mój track polegał na tym samym. Wklepywałem w zwykłym pianinie akordy, które albo wymysliłem, albo zerżnąłem z jakiegoś poradnika [nazwałem to inspiracją]. Nastepnie pakowałem to w Sylentha 1 czy inną wtyczkę i szukałem jakiegoś super patternu. Uważam, że nie na tym powinna polegać produkcja. Mylę się?
To samo jest po przejściu na Abletona. Ani razu nie usiadłem przed laptopem i nie stworzyłem tego, co zakładałem, że stworzę przed. Coś mi wpadło w ucho, brałem pattern w Maassive czy Sylenth i aranżowałem. W końcu uznałem, że taki sposób jest beznadziejny. Bazowanie na przypadkowych patternach, które przypadkowo znalazło się w necie. Nie tędy droga. Mam wizję siebie jako muzyka, nie potrafię jej jednak przelać na dzieło. Tutaj nasuwa się pytanie - jak to wygląda u profesjonalnych muzyków? Jak odbywa się proces znajdowania brzmienia takiego, jakie się chce znaleźć? Jak Wy to robicie? Czy też korzystacie z takich patternów, których pochodzenia czy twórców nawet nie znacie?
Wiele osób mówiło mi, abym nie komponował własnych kawałków bez podstawowej wiedzy - nauczysz się w ten sposób, ale dużo czasu zmarnujesz. Sugerowali, bym rżnął tracki i robił je w Abletonie, szukał brzmienia i jak najbliżej oddawał kopię oryginałowi. Nie wiem już sam.
Po roku zabawy i spędzeniu kilkudziesięciu godzin tygodniowo przed komputerem jestem bardzo rozczarowany sobą. Wiem, że słuch mam dobry, wiem również, że tworzenie muzyki jest rzeczą, która w dużej części spełni mnie jako człowieka. Ciesze się, jak coś mi wyjdzie, niemniej świadomość przypadkowości jest dobijająca. Czytam wywiady z muzykami, którzy grają koncerty, tworzą nie zawsze trudne do zrobienia kawałki. Mam myśl - przecież to jest nic, do zrobienia od tak, pstryk. Po czym siadam, i gówno. Zastanawia mnie fenomen Dumplingsów - dużo syntezatorów różnego rodzaju, perkusja i super głos. Nie jaram się tą muzyką, niemniej pkazuje ona jakąś sprawdzoną drogę. Możliwe, że w moim przypadku to własnie wina braku syntezatorów, sprzętu zewnętrznego. Planuję kupić Korg ESX-1 oraz jakiś syntezator. Możliwe też, że się do tego po prostu nie nadaję. Drugiej mysli jeszcze długo jednak do siebie nie dopuszczę.
Czego nauczyłem się przez ten rok? Potrafię nazywac rzeczy po imieniu, terminologia muzyczna niesamowicie się powiększyła, obsługa wtyczek, kompresorów, limiterów itd. Ale przede wszystkim słuchania, słuchania i słuchania. Wszystkich gatunków. I rap odszedł do lamusa, choć wraca momentami.
Byłbym wdzięćzny, jakbyście mi napisali, co sądzicie o moim przypadku i jak to było u Was. Pozdrawiam.
O muzyce pojęcia nie miałem żadnego. Słuchałem rapu, byłem zamknięty na inne gatunki. Pierwszym programem był FL Studio. Nauczyłem się większości funkcji, wydałem "płytkę", epkę, oczywiście dla znajomych. Mocna elektronika. Wszyscy pochwalili. Wszyscy jak mąż powiedzieli również, że w tym jest duży potencjał. Możliwe, że faktycznie tak jest. Jest tylko zasadniczy problem, co niektórzy nazywają pięknem tworzenia muzyki.
KAŻDY mój track polegał na tym samym. Wklepywałem w zwykłym pianinie akordy, które albo wymysliłem, albo zerżnąłem z jakiegoś poradnika [nazwałem to inspiracją]. Nastepnie pakowałem to w Sylentha 1 czy inną wtyczkę i szukałem jakiegoś super patternu. Uważam, że nie na tym powinna polegać produkcja. Mylę się?
To samo jest po przejściu na Abletona. Ani razu nie usiadłem przed laptopem i nie stworzyłem tego, co zakładałem, że stworzę przed. Coś mi wpadło w ucho, brałem pattern w Maassive czy Sylenth i aranżowałem. W końcu uznałem, że taki sposób jest beznadziejny. Bazowanie na przypadkowych patternach, które przypadkowo znalazło się w necie. Nie tędy droga. Mam wizję siebie jako muzyka, nie potrafię jej jednak przelać na dzieło. Tutaj nasuwa się pytanie - jak to wygląda u profesjonalnych muzyków? Jak odbywa się proces znajdowania brzmienia takiego, jakie się chce znaleźć? Jak Wy to robicie? Czy też korzystacie z takich patternów, których pochodzenia czy twórców nawet nie znacie?
Wiele osób mówiło mi, abym nie komponował własnych kawałków bez podstawowej wiedzy - nauczysz się w ten sposób, ale dużo czasu zmarnujesz. Sugerowali, bym rżnął tracki i robił je w Abletonie, szukał brzmienia i jak najbliżej oddawał kopię oryginałowi. Nie wiem już sam.
Po roku zabawy i spędzeniu kilkudziesięciu godzin tygodniowo przed komputerem jestem bardzo rozczarowany sobą. Wiem, że słuch mam dobry, wiem również, że tworzenie muzyki jest rzeczą, która w dużej części spełni mnie jako człowieka. Ciesze się, jak coś mi wyjdzie, niemniej świadomość przypadkowości jest dobijająca. Czytam wywiady z muzykami, którzy grają koncerty, tworzą nie zawsze trudne do zrobienia kawałki. Mam myśl - przecież to jest nic, do zrobienia od tak, pstryk. Po czym siadam, i gówno. Zastanawia mnie fenomen Dumplingsów - dużo syntezatorów różnego rodzaju, perkusja i super głos. Nie jaram się tą muzyką, niemniej pkazuje ona jakąś sprawdzoną drogę. Możliwe, że w moim przypadku to własnie wina braku syntezatorów, sprzętu zewnętrznego. Planuję kupić Korg ESX-1 oraz jakiś syntezator. Możliwe też, że się do tego po prostu nie nadaję. Drugiej mysli jeszcze długo jednak do siebie nie dopuszczę.
Czego nauczyłem się przez ten rok? Potrafię nazywac rzeczy po imieniu, terminologia muzyczna niesamowicie się powiększyła, obsługa wtyczek, kompresorów, limiterów itd. Ale przede wszystkim słuchania, słuchania i słuchania. Wszystkich gatunków. I rap odszedł do lamusa, choć wraca momentami.
Byłbym wdzięćzny, jakbyście mi napisali, co sądzicie o moim przypadku i jak to było u Was. Pozdrawiam.