Nie słuchałem nigdy wcześniej takiej muzyki, albo inaczej... może słuchałem, ale się nie zagłębiałem. Zawsze jakoś chadzałem okrężną drogą - Louis Armstrong, Quincy Jones, Ray Charles (geniusze).
Zawsze myślałem, że blues to taki grany przez Dżem - do zarzygania, osrania zawsze to samo i to samo - smuty, duty, pierduty...
Gdyby nie zdarzenie z tego tygodnia to w życiu nie powiedziałbym, że taka muzyka ma więcej duszy niż pielgrzymka na Jasną Górę. Wystarczył mi jeden bodziec by bardziej się temu przysłuchać.
Szczerze nie znałem Go wcześniej, ale jego śmierć stała się tym bodźcem by sprawdzić Kim Był i wiem, że zdobył kolejnego fana:
Umarł Król, Niech Żyje jego muzyka!
Zawsze myślałem, że blues to taki grany przez Dżem - do zarzygania, osrania zawsze to samo i to samo - smuty, duty, pierduty...
Gdyby nie zdarzenie z tego tygodnia to w życiu nie powiedziałbym, że taka muzyka ma więcej duszy niż pielgrzymka na Jasną Górę. Wystarczył mi jeden bodziec by bardziej się temu przysłuchać.
Szczerze nie znałem Go wcześniej, ale jego śmierć stała się tym bodźcem by sprawdzić Kim Był i wiem, że zdobył kolejnego fana:
Umarł Król, Niech Żyje jego muzyka!