Opisana tutaj sytuacja nie odnosi się tylko do muzyki elektronicznej. Wychowywałem się na metalu, więc wiem doskonale na czym ten biznes polega. Największe wytwórnie wydają zespoły grające kalkę innych albo siebie, ograne do wyrzygania patenty albo proste gówno ukryte pod płaszczykiem "ambitności" i "brutalności". Wartościowe ekipy schodzą coraz głębiej i bez czasu na przeszukiwanie otchłani internetu po prostu ich nie znajdziemy. Problem z przebiciem się do szerszego grona jest jeszcze większy niż w przypadku muzyki elektronicznej, bo chcąc zaistnieć na tej scenie nie wystarczy sam laptop i słuchawki, a zgrana ekipa, godziny spędzone na szlifowaniu materiału i masa koncertów, po których BYĆ MOŻE uda się zrobić coś więcej niż zagrać dla pięciu znajomych w piwnicy. Mentalność słuchaczy jest jeszcze gorsza niż w przypadku elektroniki, bo ci potrafią toczyć dysputy i flamewary na temat tego, czy brutal death metal jest bardziej prawdziwy niż technical death metal. To już taka luźna dygresja.
W każdej branży liczą się znajomości i szczęście, w mniejszym lub większym stopniu, nie inaczej jest tutaj. Razem z rozwojem muzyki elektronicznej i możliwością stworzenia czegokolwiek praktycznie przez każdego kto posiada szczątkowy słuch muzyczny trzeba liczyć się z tym, że te dwa czynniki będą jeszcze bardziej ważne niż dotychczas. I albo weźmiemy sprawy w swoje ręce i wypromujemy się sami, albo do końca życia nasze kawałki nie wyjdą poza dwa fora o produkcji muzyki w polskiej sieci.
W każdej branży liczą się znajomości i szczęście, w mniejszym lub większym stopniu, nie inaczej jest tutaj. Razem z rozwojem muzyki elektronicznej i możliwością stworzenia czegokolwiek praktycznie przez każdego kto posiada szczątkowy słuch muzyczny trzeba liczyć się z tym, że te dwa czynniki będą jeszcze bardziej ważne niż dotychczas. I albo weźmiemy sprawy w swoje ręce i wypromujemy się sami, albo do końca życia nasze kawałki nie wyjdą poza dwa fora o produkcji muzyki w polskiej sieci.