Nie jestem fanem dark ambientów, chociaż bardziej (tutaj też to słyszę) lubię drone ambient (nazwa bierze się z buczenia samca pszczoły - niezmiennego, stałego, ciągłego), który od początku tutaj jest słyszalny, zauważalny, ale nie nachalny. Przenika pomiędzy jednym noisem, a drugim po czym przepływa w szorstkie, dzwoniące pady.
Dla mnie utwór w sumie dopiero zaczyna brzmieć w 3:20 gdzie wchodzi ten powiew ciepłego basu i formantowe brzmienia brzmiące jak Mongolski śpiew alikwotowy.
Do samego brzmienia nie mam się co przyczepiać bo tu nie brzmienie jest ważne, ale utrzymanie pewnego stanu odczucia względem słuchacza, tworzenie napięcia w dźwiękach i wysublimowanego uczucia niepokoju co się artyście bardzo udało.
A wracając do brzmienia i jakości użytych instrumentów to dają na plus bo pasują do klimatu i mają takie vintagowe szorstkie brzmienie barw.
Dla mnie utwór w sumie dopiero zaczyna brzmieć w 3:20 gdzie wchodzi ten powiew ciepłego basu i formantowe brzmienia brzmiące jak Mongolski śpiew alikwotowy.
Do samego brzmienia nie mam się co przyczepiać bo tu nie brzmienie jest ważne, ale utrzymanie pewnego stanu odczucia względem słuchacza, tworzenie napięcia w dźwiękach i wysublimowanego uczucia niepokoju co się artyście bardzo udało.
A wracając do brzmienia i jakości użytych instrumentów to dają na plus bo pasują do klimatu i mają takie vintagowe szorstkie brzmienie barw.