(23.05.2014, 19:31)FL FAN napisał(a): Odnośnie sonaty to fakt, że ta kompozycja to jedna z najbardziej znanych sonat, nie czyni z niej nietykalnego nagrania, którego strach sie bać aby nie ruszyć. Śmiało można się brać.
Dokładnie to chciałem napisać wczoraj, gdy przeczytałem odpowiedzi. Ale jako że w pełni do internetu od czasu publikacji tego wątku dotarłem dopiero teraz - to zabieram się za odpisywanie.
Ps: kurde wybaczcie, że tak się gargantuicznie rozpisałem, ale jest to jedna z moich słabości... uwielbiam się rozpisywać!! <haha>
@FL FANie - Dzięki Ci wielkie, cieszę się, że Cię moja wizja utworu urzekła. Możliwe że jeszcze ją wzbogacę i uzupełnię melodyjnie bądź aranżacyjnie w kilku miejscach, bo wydaje mi się, że mogłoby to być jeszcze pełniejsze i ciekawsze. Choć obecna momentami skromność instrumentalna ma swój taki rzekłbym - osobliwy melancholijny urok. I ja jak tego słucham, to mam wrażenie jakbym na tym księżycu był. (wraz z muzyką)
Poza Beethovenem, którym przez jakiś czas z pewnością będę się bawił, za Bacha też na pewno się wezmę, jako że owszem również widzę w nim sporo geniuszu.
Co do patosu, tak, do niektórych nadętych fortepianowych wersji mam wręcz czasem niesmak, gdy tak ociekają dramaturgią, że nic tylko iść i się powiesić. Za to fascynuje mnie konstrukcja, rytm walca (który zawsze mnie fascynował), i ogólnie to jak struktura się ciągle rusza, zmienia, przemieszcza, bardzo sprytnie i wręcz geometrycznie i tak dalej... no, siedzieli wtedy nad tymi nutkami oj siedzieli.
I hehe, trochę specjalnie się podpisałem pod moim postem, żeby kogoś skusić o porównanie. Oczywiście niech nikt sobie nie myśli, że porównywanie mnie do Mozarta miałoby być dla mnie (czy kogokolwiek innego z takim imieniem) kiedykolwiek w jakikolwiek sposób zaskakujące. Cały okres szkolny był czasem wystarczająco długim, by się do tego przyzwyczaić. xD Ale dziękuję FL FANie. Zresztą kto wie, może i jestem jego reinkarnacją, nawet czasami śmieję się podobnie. ;D (mam na myśli film Amadeusz... oczywiście o ile zachowanie bohatera tego filmu pokrywa się z prawdą historyczną)
@OldscoolProject - Dzięki za krytykę, doceniam. Gusta gustami i miksy miksami, ale do kwestii brania się za klasyków mam podejście bardzo frywolne. Tak jak FL FAN orzekł, klasyka nie jest nietykalna. Kreatywność powinna być wolna, a nawet taki Bach czy Beethoven Zeusem nie jest i piorunem z nieba mnie nie zdzieli za kiepską przeróbkę (na szczęście). xD A samo doświadczenie obcowania z kompozycjami tak dopracowanymi i specjalnymi jak te kilkusetletnie - zawsze może być wzbogacające i jeśli mogłoby być dla kogoś ciekawą przygodą - nawet jeśli wkraczającą na dziwne i nietypowe muzyczne rejony - to czemu nie, powiadam, czemu nie.
Powiem więcej - moje podejście jest na tyle frywolne, że nie mam nic przeciwko, by zmieniać elementy w samej już oryginalnej kompozycji. Nawet tutaj w części pierwszej sonaty dodałem w jednym miejscu melodię, której w oryginale w miejscu tym nie było - tak, żeby ładnie polifonicznie doharmonizować. I na razie to był jeden fragmencik, możliwe że bardziej pójdę w tym kierunku.
No bo czym jest tworzenie. Bierzesz coś - trawisz - i wypluwasz po swojemu. To już wtedy - z całym należnym szacunkiem dla autora oryginału - jest bardziej moja wizja, a nie jego.
Przynajmniej w przypadku tego co ja w mojej muzyce robię, bo nie mówię o "odtwarzaniu", bo nie jest to głównym celem mojej zabawy... U mnie to się bardziej sprowadza do podejścia w stylu - jak by brzmiały utwory Beethovena - gdybym był Beethovenem. I mogę zrobić wszystko. Pozmieniać melodie, poodwracać, pomieszać, pourozmaicać, naśladować... granice jak zawsze leżą w wyobraźni. Mam w głowie kilka pomysłów na to jak by się można tematem pobawić i jeśli z tego coś ciekawego wyjdzie, to chętnie światu pokażę. A oryginalne wersje są i jest ich mnóstwo i jeśli tylko ktokolwiek poczuje do nich sentyment - może do nich wrócić w każdej chwili, naprawdę. Nikogo do słuchania moich eksperymentów zmuszać nie będę.
A co do tytułu. Odpowiem nieco skomplikowanie. Owszem, oryginalnie to powinno być "moonlight". Nawet sobie zdałem sprawę po publikacji, bo jakoś to do mnie nie dotarło, wiedziałem że Sonata Księżycowa, przeczytałem też w necie że oryginalna-oryginalna nazwa brzmi "Quasi una fantasia", co swoją drogą już nic wspólnego z księżycem nie ma... i poniekąd dlatego też jednak wstrzymam się ze zmianą mojej nazwy, ponieważ:
1. Po polsku nazywamy tę sonatę Księżycowa, co tłumacząc bezpośrednio na angielski brzmiało by właśnie: Moon Sonata. Wiem, wiem, teoretycznie w drugą stronę tłumacząc z angielskiego Moonlight ciężko byłoby po polsku powiedzieć, bo nie mamy takiego słowa... Sonata Świetlnoksiężycowa? Sonata Poświatowo Księżycowa? A jednak, przynajmniej w mojej świadomości, tytuł tej sonaty utrwalił się jako właśnie Sonata Księżycowa. Bez żadnej poświaty. I dla mnie tłumacząc to na angielski będzie Moon Sonata.
2. I jako że oryginalnie-oryginalnie ta sonata w tytule nawet nie miała księżyca (no, dobra, takie były moje wnioski ze wstępnej literatury na jaką się zdobyłem, ale przyznaję się mogę mieć w tym temacie ogromne dziury) - to stwierdzam, że tym bardziej nie jest aż taką herezją napisanie tej nazwy bardziej po mojemu.
3. A skoro to co ja robię jest bardziej ubraniem klasycznego utworu w moją własną Wizję, czyli przetworzeniem go w taki sposób, by był bardziej mój, moją ekspresją - to czemu i tytuł miałby nie ulec temu przetworzeniu. Gdybym ja był Beethovenem, to nazwałbym ten utwór Moon Sonata. xD (a dzięki temu że i tak jest "moon", to ludzie wiedzą o jaką sonatę chodzi)