Zgadzam się z eimearem:
To, że w kilku miejscach ironizowałeś nie zmienia tego, że argumentacja jest słaba, a cały tekst wygląda jak żale domorosłego psychoanalityka.
Na początku wyjaśnię dlaczego osobiście częściowo nie zgadzam się z główną myślą Twojego artykułu:
Uważam, że popu nie powinno się brać pod uwagę w tego typu dyskusjach. Osoba słuchająca tylko tego, co jej "w ucho wpadnie", czyli radiowego popu, jest osobą BEZ gustu muzycznego. Zaznaczam, że chodzi mi tutaj osoby, które nie mają żadnego głównego gatunku, którego słuchają. Poznałem naprawdę wiele osób, które słuchają czegoś i fascynują się tym tylko dlatego, że aktualnie to jest na topie, grane po 3 razy na godzinę w radiu. Pewnie z twoim narwaniem od razu zwyzywałbym och od idiotów, ale są wśród nich zarówno osoby szukające akceptacji innych poprzez słuchanie czegoś popularnego, jak i znające swoją wartość osoby, po prostu nie przywiązujące zbyt wielkiej wagi do muzyki w swoim życiu.
Rozumiem to i akceptuję, wciąż jednak sam pop jest dla mnie muzyką "podaną na tacy" przez wielkie wytwórnie promujące swoje showbiznesowe gwiazdeczki, oczywiście w niematerialistycznym celu promowania sztuki .
Słuchanie czegoś "na własną rękę" - czyli poznawanie jakiegoś innego od popu gatunku, jest wg mnie o wiele bardziej wartościowe, kształcące i ... fascynujące. Większość znajomych mi osób słuchających jakiegoś konkretnego gatunku zna jego historię, wiedzę o wykonawcach czerpie z nieco bardziej wyrafinowanych źródeł niż serwisy typu pudelek, a dodatkowo jeśli zajmuje się muzyką, to nieraz z taką osobą można wejść w bardzo ciekawą muzyczną dyskusję. Miałem też wątpliwą przyjemność poznać na studiach pewną wykonawczynię muzyki pop i niestety lista dobrych rzeczy, których mógłbym użyć do opisania jej osoby, byłaby bardzo krótka (zresztą podobną niechęć wywołała w ponad 75% ludzi z roku) - ale to tak na marginesie i nie chciałbym generalizować nt. wykonawców popu w ogóle tylko na podstawie paru osób.
Innymi słowy, słuchanie popu jest dla mnie jak zamiłowanie do picia koncernowych lagerów - ale to już temat na zupełnie inną dyskusję .
Jak wyżej pisałem - tylko częściowo nie zgadzam się z myślą artykułu, bo dyskusja o ogólnej wyższości jakiegoś gatunku nad drugim, np "Etniczna jest lepsza niż jazz", czy "Je&ać techno, rap to jedyna słuszna muzyka", to dyskusja z góry skazana na głupotę i merytoryczne dno. Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta - w tym przypadku na czasie i nerwach.
Co innego, jeśli dyskusja dotyczy konkretnego aspektu muzyki, tam np bez wątpienia zgodziłbym się, że muzyka filmowa jest bardziej wyrafinowana muzycznie niż powiedzmy speedcore
No, to skoro już wyraziłem swoje zdanie nt. niższości pewnego gatunku względem innych i straciłeś już do mnie wszelki szacunek, czas przejść dalej do Twoich argumentów, które uważam za nietrafne:
Te postawione wysoko osoby mają wystarczająco zaspokojoną potrzebę prestiżu, żeby czuć się lepsze :P
A poza tym - możliwe, że są takie osoby, które są wysoko postawione lub są artystami z górnej półki (a któż to ta górna półka? Lady Gaga, Ray Charles czy jakiś japoński pianista, którego twórczość zna parę tysięcy ludzi na całym świecie?) i uważają się za lepsze właśnie dlatego, że słuchają takiej a nie innej. W takim, bardzo zresztą prawdopodobnym, wypadku jakby ktoś taki istniał cały twój kolejny argument dot. wojujących w imię swojego ulubionego gatunku nieudaczników z plebsu, niestety pada w gruzach.
No, to teraz mamy zestawienie "odkryłem Amerykę vs. psychoanaliza lvl 99".
Słowo klucz to tutaj niedojrzałość - człowiek w okresie dojrzewania zaczyna tworzyć swoją tożsamość - Franek kształtuje swój charakter, swoje cechy, swoje gusta - wszystko to, co pozwoli mu czuć się wyjątkowym, czuć się sobą.
Dlatego młodzi ludzie zaczynają utożsamiać się z subkulturami, które aprobują takie, a nie inne wartości, często odmienne od tych uważanych za "normalne".
Dlatego też młodzi ludzie wojują w imię swoich idoli - w końcu co to wierność stylowi, czy artyście, skoro nie uważa się go za najlepszego, lepszego od innych? I owszem, w większości przypadków się z tego poczucia wyższości wyrasta, niektórzy niestety dłużej muszą manifestować swoją wyjątkowość, wg mnie jednak bynajmniej nie jest to powód do wyzywania ich od ćwierćinteligentów. Tacy ludzie mają ze sobą jakiś problem i dyskusja z nimi nie ma sensu, amen.
Co do drugiego zacytowanego akapitu z popularnością - tutaj to już pojechałeś niesamowicie. Zdecydowana większość osób samotnych, odtrąconych i zamkniętych w sobie, jakie znałem, w aspekcie muzyki była nijaka, czyli jak już coś znali to tylko coś z radia. Zdecydowana większość, bo pewnie paru osób nie pamiętam, ale wszyscy outsiderzy bez kolegów, jakich pamiętam, nie słuchali niczego szczególnego.
A natomiast wszystkie znane mi osoby, które odnalazły swoją "muzyczną drogę" i mający swój ulubiony styl, zawsze były osobami znającymi swoją wartość i mającymi swoje, nieraz różne liczebnie, grono muzycznych i nie-muzycznych współplemieńców.
Oczywiście zdarza się skretyniała hipsteriada, która lubi coś tym bardziej, im mniej osób ma o tym pojęcie, ale wydaje mi się że rosnąca z biegiem czasu nienawiść do takiego "Happy" Pharrella Williamsa to raczej zdrowa oznaka, nie mająca nic wspólnego z jakimkolwiek niedowartościowaniem czy odizolowaniem, o których piszesz.
W skrócie, podsumowując: Wg mnie artykuł trochę bez sensu - mówi o rzeczach oczywistych w sposób roszczeniowy i "zdziwiony", argumentując nielogicznie lub dziecinnie.
Skróciłbym go do postaci:
Jeśli ktoś manifestuje wyższość jednego gatunku nad drugim, zachowuje się niedojrzale. Jeśli sam coś takiego zakładasz, zrób coś dobrego ze swoim życiem lub poczekaj parę lat. No chyba, że słuchasz popu - wtedy się nie wypowiadaj.
Pozdrawiam
(23.06.2014, 16:42)eimear napisał(a): artykuł na żenującym poziomie
miał być obiektywny ?
bo wyszedł chyba bardzo osobisty
To, że w kilku miejscach ironizowałeś nie zmienia tego, że argumentacja jest słaba, a cały tekst wygląda jak żale domorosłego psychoanalityka.
Na początku wyjaśnię dlaczego osobiście częściowo nie zgadzam się z główną myślą Twojego artykułu:
Uważam, że popu nie powinno się brać pod uwagę w tego typu dyskusjach. Osoba słuchająca tylko tego, co jej "w ucho wpadnie", czyli radiowego popu, jest osobą BEZ gustu muzycznego. Zaznaczam, że chodzi mi tutaj osoby, które nie mają żadnego głównego gatunku, którego słuchają. Poznałem naprawdę wiele osób, które słuchają czegoś i fascynują się tym tylko dlatego, że aktualnie to jest na topie, grane po 3 razy na godzinę w radiu. Pewnie z twoim narwaniem od razu zwyzywałbym och od idiotów, ale są wśród nich zarówno osoby szukające akceptacji innych poprzez słuchanie czegoś popularnego, jak i znające swoją wartość osoby, po prostu nie przywiązujące zbyt wielkiej wagi do muzyki w swoim życiu.
Rozumiem to i akceptuję, wciąż jednak sam pop jest dla mnie muzyką "podaną na tacy" przez wielkie wytwórnie promujące swoje showbiznesowe gwiazdeczki, oczywiście w niematerialistycznym celu promowania sztuki .
Słuchanie czegoś "na własną rękę" - czyli poznawanie jakiegoś innego od popu gatunku, jest wg mnie o wiele bardziej wartościowe, kształcące i ... fascynujące. Większość znajomych mi osób słuchających jakiegoś konkretnego gatunku zna jego historię, wiedzę o wykonawcach czerpie z nieco bardziej wyrafinowanych źródeł niż serwisy typu pudelek, a dodatkowo jeśli zajmuje się muzyką, to nieraz z taką osobą można wejść w bardzo ciekawą muzyczną dyskusję. Miałem też wątpliwą przyjemność poznać na studiach pewną wykonawczynię muzyki pop i niestety lista dobrych rzeczy, których mógłbym użyć do opisania jej osoby, byłaby bardzo krótka (zresztą podobną niechęć wywołała w ponad 75% ludzi z roku) - ale to tak na marginesie i nie chciałbym generalizować nt. wykonawców popu w ogóle tylko na podstawie paru osób.
Innymi słowy, słuchanie popu jest dla mnie jak zamiłowanie do picia koncernowych lagerów - ale to już temat na zupełnie inną dyskusję .
Jak wyżej pisałem - tylko częściowo nie zgadzam się z myślą artykułu, bo dyskusja o ogólnej wyższości jakiegoś gatunku nad drugim, np "Etniczna jest lepsza niż jazz", czy "Je&ać techno, rap to jedyna słuszna muzyka", to dyskusja z góry skazana na głupotę i merytoryczne dno. Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta - w tym przypadku na czasie i nerwach.
Co innego, jeśli dyskusja dotyczy konkretnego aspektu muzyki, tam np bez wątpienia zgodziłbym się, że muzyka filmowa jest bardziej wyrafinowana muzycznie niż powiedzmy speedcore
No, to skoro już wyraziłem swoje zdanie nt. niższości pewnego gatunku względem innych i straciłeś już do mnie wszelki szacunek, czas przejść dalej do Twoich argumentów, które uważam za nietrafne:
Kay napisał(a):Generalnie, już nie mówiąc tylko o artystach, ale o wielu postawionych wysoko osobach, które cokolwiek więcej od szarej masy osiągnęły – czy takie osoby uważają się za lepsze, bo słuchają takiej, a nie innej muzyki?
Te postawione wysoko osoby mają wystarczająco zaspokojoną potrzebę prestiżu, żeby czuć się lepsze :P
A poza tym - możliwe, że są takie osoby, które są wysoko postawione lub są artystami z górnej półki (a któż to ta górna półka? Lady Gaga, Ray Charles czy jakiś japoński pianista, którego twórczość zna parę tysięcy ludzi na całym świecie?) i uważają się za lepsze właśnie dlatego, że słuchają takiej a nie innej. W takim, bardzo zresztą prawdopodobnym, wypadku jakby ktoś taki istniał cały twój kolejny argument dot. wojujących w imię swojego ulubionego gatunku nieudaczników z plebsu, niestety pada w gruzach.
Kay napisał(a):Druga opcja to niedojrzałość. Pomijając ubytki w inteligencji i sferze logicznego myślenia zdecydowanej większości ludzi na całym świecie – przeważnie są to młodzi ludzie, którzy w zwyczaju mają coś „hejtować”. I albo się z tego wyrasta, i w końcu mądrzeje albo dołącza się do wcześniejszego akapitu.
Szczególnie uderzająca jest głupota osób, które nie lubią czegoś tym bardziej, im bardziej jest to popularne. Jak na dłoni widać, że osoby te bardzo potrzebują poczucia swojej wyjątkowości i również szukają jej w tym, że słuchają muzyki innej niż większość społeczeństwa. Przeważnie to osoby samotne, odtrącone, zamknięte w sobie i na siłę szukające czegoś w czym są „lepsi” od tych, którzy ich odrzucili. No i pach, trafiają na muzykę.
- A więc słuchasz popu? Jesteś żałosnym podludkiem.
No, to teraz mamy zestawienie "odkryłem Amerykę vs. psychoanaliza lvl 99".
Słowo klucz to tutaj niedojrzałość - człowiek w okresie dojrzewania zaczyna tworzyć swoją tożsamość - Franek kształtuje swój charakter, swoje cechy, swoje gusta - wszystko to, co pozwoli mu czuć się wyjątkowym, czuć się sobą.
Dlatego młodzi ludzie zaczynają utożsamiać się z subkulturami, które aprobują takie, a nie inne wartości, często odmienne od tych uważanych za "normalne".
Dlatego też młodzi ludzie wojują w imię swoich idoli - w końcu co to wierność stylowi, czy artyście, skoro nie uważa się go za najlepszego, lepszego od innych? I owszem, w większości przypadków się z tego poczucia wyższości wyrasta, niektórzy niestety dłużej muszą manifestować swoją wyjątkowość, wg mnie jednak bynajmniej nie jest to powód do wyzywania ich od ćwierćinteligentów. Tacy ludzie mają ze sobą jakiś problem i dyskusja z nimi nie ma sensu, amen.
Co do drugiego zacytowanego akapitu z popularnością - tutaj to już pojechałeś niesamowicie. Zdecydowana większość osób samotnych, odtrąconych i zamkniętych w sobie, jakie znałem, w aspekcie muzyki była nijaka, czyli jak już coś znali to tylko coś z radia. Zdecydowana większość, bo pewnie paru osób nie pamiętam, ale wszyscy outsiderzy bez kolegów, jakich pamiętam, nie słuchali niczego szczególnego.
A natomiast wszystkie znane mi osoby, które odnalazły swoją "muzyczną drogę" i mający swój ulubiony styl, zawsze były osobami znającymi swoją wartość i mającymi swoje, nieraz różne liczebnie, grono muzycznych i nie-muzycznych współplemieńców.
Oczywiście zdarza się skretyniała hipsteriada, która lubi coś tym bardziej, im mniej osób ma o tym pojęcie, ale wydaje mi się że rosnąca z biegiem czasu nienawiść do takiego "Happy" Pharrella Williamsa to raczej zdrowa oznaka, nie mająca nic wspólnego z jakimkolwiek niedowartościowaniem czy odizolowaniem, o których piszesz.
W skrócie, podsumowując: Wg mnie artykuł trochę bez sensu - mówi o rzeczach oczywistych w sposób roszczeniowy i "zdziwiony", argumentując nielogicznie lub dziecinnie.
Skróciłbym go do postaci:
Jeśli ktoś manifestuje wyższość jednego gatunku nad drugim, zachowuje się niedojrzale. Jeśli sam coś takiego zakładasz, zrób coś dobrego ze swoim życiem lub poczekaj parę lat. No chyba, że słuchasz popu - wtedy się nie wypowiadaj.
Pozdrawiam