Ja zawiodłem się na interfejsie emu 0404 usb. Kilka lat wcześniej posiadałem wersję wewnętrzną i wszystko śmigało jak się patrzy, więc pomyślałem że to będzie ten sam produkt - jedynie sposób połączenia z komputerem ulega zmianie. Jak bardzo się myliłem... Po pierwsze poziom szumów własnych emitowanych przez urządzenie był niczym generator szumu fal morskich podczas sztormu. Po drugie, zrezygnowano z przejrzystej aplikacji obsługującej (mix dsp się to nazywało czy coś w tym stylu) na rzecz jakiegoś gniota. No a po trzecie... Rozumiem że made in China, ale bez przesady - konstrukcja jak zabawka.
Kolejnym urządzeniem, które mnie zawiodło był legendarny sampler Akai MPC. Przez jakieś 3 dekady znak Music Production Center stanowił niemalże element kultu. Było to jakieś 2 lata temu, gdy postanowiłem wypróbować ów fenomenalny sprzęt, a jako że w przypadkach gdy wcześniej nie miałem styczności z produktem i nie wiem na co zwracać uwagę, kupuję po prostu nóweczkę ze sklepu. W tym czasie dostępny był tylko model 500, ale po przeczytaniu wielu recenzji i opinii, wydawało się że będzie ok... No i było, przynajmniej na początku. Poznałem sposób pracy na MPC i zacząłem zastanawiać się co w tym takiego genialnego - dużo szybciej jestem w stanie pewne rzeczy zrobić na Fruity Loopsie. W porządku - kiedyś nie było Fruity Loopsa, poza tym wielu preferuje niezależność od komputera. Stopniowo urządzenie zaczęło mi sprawiać coraz większą frajdę... Niestety coraz częściej stopa przypisana do pada numer 1 w magiczny sposób znalazła się w zupełnie innym miejscu. Do tego doszły zawiechy systemu - chyba nie muszę dodawać na jak wielką próbę Akai wystawiało moje nerwy gdy po dwóch godzinach pracy nad projektem, sampler nagle odmówił współpracy. Postanowiłem dłużej się tak nie męczyć i przekazać te męki komu innemu, sprzedając urządzenie. Na to miejsce nabyłem MPC 1000 i zrozumiałem w końcu wygodę i fenomen serii. Jednak i tego też się pozbyłem, bo po pierwsze istnieje maschine mk2 a po drugie - istnieje maschine mk2. Podsumowując jednak, może nie tyle całe Akai MPC mnie rozczarowało, co ich produkt z numerkiem 500.
Kolejnym urządzeniem, które mnie zawiodło był legendarny sampler Akai MPC. Przez jakieś 3 dekady znak Music Production Center stanowił niemalże element kultu. Było to jakieś 2 lata temu, gdy postanowiłem wypróbować ów fenomenalny sprzęt, a jako że w przypadkach gdy wcześniej nie miałem styczności z produktem i nie wiem na co zwracać uwagę, kupuję po prostu nóweczkę ze sklepu. W tym czasie dostępny był tylko model 500, ale po przeczytaniu wielu recenzji i opinii, wydawało się że będzie ok... No i było, przynajmniej na początku. Poznałem sposób pracy na MPC i zacząłem zastanawiać się co w tym takiego genialnego - dużo szybciej jestem w stanie pewne rzeczy zrobić na Fruity Loopsie. W porządku - kiedyś nie było Fruity Loopsa, poza tym wielu preferuje niezależność od komputera. Stopniowo urządzenie zaczęło mi sprawiać coraz większą frajdę... Niestety coraz częściej stopa przypisana do pada numer 1 w magiczny sposób znalazła się w zupełnie innym miejscu. Do tego doszły zawiechy systemu - chyba nie muszę dodawać na jak wielką próbę Akai wystawiało moje nerwy gdy po dwóch godzinach pracy nad projektem, sampler nagle odmówił współpracy. Postanowiłem dłużej się tak nie męczyć i przekazać te męki komu innemu, sprzedając urządzenie. Na to miejsce nabyłem MPC 1000 i zrozumiałem w końcu wygodę i fenomen serii. Jednak i tego też się pozbyłem, bo po pierwsze istnieje maschine mk2 a po drugie - istnieje maschine mk2. Podsumowując jednak, może nie tyle całe Akai MPC mnie rozczarowało, co ich produkt z numerkiem 500.