Hej dzięki wam wielkie za komentarze!
A widzicie mi się akurat te organy bardzo podobają i idealnie pasują do mojej wizji. Ten kawałek ma wiele momentów które wydają się zupełnie z innej bajki, gdy się je porówna do siebie nawzajem. Ale najważniejsze jest to, że same przejścia z jednych w drugie są płynne i jakoś tego chyba raczej nie czuć, gdy się o tym nie myśli. Po prostu leci się z "flowem".
Ostatnio sobie pomyślałem, że moja muzyka często bywa połączeniem muzyki z słuchowiskiem. Czyli - należy do niej siadać jak do słuchowiska, z tym że wsłuchując się w dźwięki a nie w słowa. Opowieść jest kreślona abstrakcyjnie, wobec czego każdy może przeżyć coś zupełnie innego i każdy może być zaprowadzony w ten sposób zupełnie gdzie indziej. To jest główny powód dla którego uwielbiam sztukę abstrakcyjną w ogóle. Że tak naprawdę to co każdy widzi w czymś abstrakcyjnym to raczej odbicie ich jakichś własnych wyobrażeń/wizji/a czasem przyzwyczajeń.
Nie wiem czemu te organy mogą nie pasować, mi brzmieniowo współdziałają z innymi organo-podobnymi (czy wręcz organicznymi hehe) dźwiękami jakie występują wtedy wokół. Może jedna rzecz, że mogłyby być odrobinę bardziej "wytłuszczone", odrobinę bardziej nasycone brzmieniem i pogłosem może. No ale. Jak się robi takie kawałki i odsłuchuje je w kółko i w kółko przy produkcji to na każdą jej część przychodzi moment jakiegoś przesytu i wrażenia w stylu "hmm czy to aby na pewno jest dobre". Trochę tak jak gdy się ciągle powtarza jedno słowo, aż w końcu przestaje brzmień normalnie i zaczyna ci się wydawać dziwne, obce, jakieś takie "nieplastyczne" i dziwaczne. Miałem taki moment prawie z każdą częścią tego utworu. Oprócz momentu z organami. Dla mnie są one dobrym wstępem do transu w jaki można wpaść przy słuchaniu tego. Z lekko psychodeliczną nutą.
Jeszcze raz dzięki za słuchanie i komentarze, pozdrawiam!
A widzicie mi się akurat te organy bardzo podobają i idealnie pasują do mojej wizji. Ten kawałek ma wiele momentów które wydają się zupełnie z innej bajki, gdy się je porówna do siebie nawzajem. Ale najważniejsze jest to, że same przejścia z jednych w drugie są płynne i jakoś tego chyba raczej nie czuć, gdy się o tym nie myśli. Po prostu leci się z "flowem".
Ostatnio sobie pomyślałem, że moja muzyka często bywa połączeniem muzyki z słuchowiskiem. Czyli - należy do niej siadać jak do słuchowiska, z tym że wsłuchując się w dźwięki a nie w słowa. Opowieść jest kreślona abstrakcyjnie, wobec czego każdy może przeżyć coś zupełnie innego i każdy może być zaprowadzony w ten sposób zupełnie gdzie indziej. To jest główny powód dla którego uwielbiam sztukę abstrakcyjną w ogóle. Że tak naprawdę to co każdy widzi w czymś abstrakcyjnym to raczej odbicie ich jakichś własnych wyobrażeń/wizji/a czasem przyzwyczajeń.
Nie wiem czemu te organy mogą nie pasować, mi brzmieniowo współdziałają z innymi organo-podobnymi (czy wręcz organicznymi hehe) dźwiękami jakie występują wtedy wokół. Może jedna rzecz, że mogłyby być odrobinę bardziej "wytłuszczone", odrobinę bardziej nasycone brzmieniem i pogłosem może. No ale. Jak się robi takie kawałki i odsłuchuje je w kółko i w kółko przy produkcji to na każdą jej część przychodzi moment jakiegoś przesytu i wrażenia w stylu "hmm czy to aby na pewno jest dobre". Trochę tak jak gdy się ciągle powtarza jedno słowo, aż w końcu przestaje brzmień normalnie i zaczyna ci się wydawać dziwne, obce, jakieś takie "nieplastyczne" i dziwaczne. Miałem taki moment prawie z każdą częścią tego utworu. Oprócz momentu z organami. Dla mnie są one dobrym wstępem do transu w jaki można wpaść przy słuchaniu tego. Z lekko psychodeliczną nutą.
Jeszcze raz dzięki za słuchanie i komentarze, pozdrawiam!