Wczoraj miałem wizytę u lekarza. Zmęczona pracą i życiem Pani doktor przepisała mi antybiotyk na zapalenie gardła. Patrzę na to i myślę: "k*rwa ciekawe jak koleś w aptece to przeczyta". Wsiadam w samochód i podjeżdżam pod aptekę. Wchodzę z uśmiechem, mówię dzień dobry i wręczam karteczkę Panu za ladą. Widać było, że miał pewien problem z rozszyfrowaniem tych hieroglifów, ale po pewnym czasie jednak się udało i wręczył mi pudełeczko o nazwie Macmiror. W domciu gotowy do zażycia lekarstwa otwieram pudełko i rozkminiam jak mam połknąć tabletkę wielkości winogrona. Zaczynam czytać ulotkę i tak czytam i czytam aż tu nagle: [...] tabletkę należy umieścić głęboko w pochwie..... Stoję wpatrzony w ulotkę i zastanawiam się nad moją płcią . W głowie powstawały różne scenariusze mojego prawdziwego ja. Wdałem się bardziej w ojca, więc nie mogłem wymyślić gdzie mam szukać swojej pochwy. Dzwonię do apteki i się przedstawiam. Nie zdążyłem nawet powiedzieć w jakim celu dzwonię, a Pan który sprzedał mi TO zaczął przepraszać i tłumaczyć, że to jego błąd, bo nie przeczytał nazwiska na recepcie i nie potrafił rozczytać nazwy tego leku. W sumie rozumiem go, bo ja sam nie byłem w stanie tego rozkminić. Taka sytuacja